W dniu 15.03.13 r. wybrałem się razem z klasą, wychowawczynią i opiekunem na wycieczkę do teatru IMKA na spektakl pt. "Szatan z siódmej klasy".
Z zewnątrz cały budynek, w którym znajdował się teatr wyglądał ładnie. Nikt nie wiedział, jaki to teatr, gdyż znajdowaliśmy się tam pierwszy raz. Pierwsze wrażenie jakiego doznałem po wejściu do środka to było wielkie zdziwienie z przebłyskiem żenady. Teatr wyglądał jak jakiś warsztat obklejony czarnymi taśmami... Nie było żadnej recepcji (chyba, za bardzo się nie rozglądałem), powiesiliśmy kurtki itp. na wieszaki, które stały w takiej pustej dziurze i poszliśmy na widownię.
Gdy weszliśmy na salę pomyślałem - Boże... Było tam bowiem strasznie, i nie chcę tu obrażać teatru, ale tak to wyglądało. Scena była na równi z pierwszym rzędem. Krzesła były biurowe, za średnią cenę z niskimi oparciami. Przymocowane śrubami (albo wie czym) do podłogi.
Zaczęło się przedstawienie. Aktorzy przyjechali z Krakowa. Grali nawet dobrze, szczególnie niektórzy. Scenografia składała się z przenośnych elementów. To było to, co najbardziej denerwowało. Przy przenoszeniu "budowli" oślepiano nas mocnym światłem! Takim, że nie dało się wytrzymać i trzeba było je zasłaniać ręką, żeby nie raziło. To gigantyczny minus, ponieważ przenoszono elementy dość często i stawało się to już frustrujące.
Nie było szału związanego z teatrem, jednak gra aktorów podobała mi się. Pełen radości ze spektaklu, oraz oburzony wyglądem teatru. Z tego co pamiętam, to teatr był nowy, tak więc jeszcze przymknę na to oko, ponieważ nie był prawdopodobnie do końca wykończony.
Mój Drogi, może właśnie na tym polega koncepcja tego teatru, że wszystko w nim wygląda jakby było żywcem wyjęte z placu budowy?
OdpowiedzUsuńW każdym razie zazdroszczę obcowania z kulturą. Marzy mi się wyjście na dobrą sztukę, tylko i czasu i sposobności brak :(
P.S. Udanego weekendu :)